Polskie Piosenki 💛 Najlepsze Polskie Przeboje lat 90 💛 Najlepsza Polska Muzyka Składanka All rights belong to their respective owners. If any of the owners
About “Polskie płyty rap (1982-2023) - Pełna Lista” Zgromadziliśmy w jednym miejscu spis wszystkich polskich płyt hip-hopowych, pogrupowanych rocznikami wydania.
Najlepsze Stare Polskie Przeboje - Polskie Piosenki O Miłości lat 80 90 tych----- ★★ ★★ ----- Dziękuję za obejrzenie mojego filmu Udostępnij tę pios
Read Gazeta Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu - lata 2000 + by Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu on Issuu and browse thousands of other publications
Muzyka Dla Wszystkich Stare Polskie Piosenki Lata 80 i 90 Najlepsze Polskie PrzebojeMuzyka Dla Wszystkich Stare Polskie Piosenki Lata 80 i 90 Najlepsze
Vay Tiền Trả Góp Theo Tháng Chỉ Cần Cmnd. W latach 90. autorzy tego tekstu byli młodzi. Wiąże nas z tą muzyką uczucie nostalgii, więc czasem może przesadziliśmy z zachwytami. Ale jak wiadomo lepiej chwalić niż nie chwalić więc oto specjalnie dla was 33 najlepsze polskie piosenki lat 90. 33. Mafia – „Imię deszczu” Że niby nie mieliśmy swojego trip hopu? A Mafia i „Imię deszczu” to, co? Piasek (wtedy chyba jeszcze był Piaskiem) może trochę bardziej liryczny niż Tricky, ale to detal 😉 Ale całkiem bez podśmiechujek, iście filmowa ballada, lekka, zwiewna i romantyczna, na dodatek z pełnym dramaturgii przejściem i gitarowym popisem. Tak jest proszę państwa, gitara była w latach 90., tym czym obecnie jest raper na featuringu – musiała być wszędzie. Zastanawialiśmy się jeszcze nad uwzględnieniem w naszym zestawieniu najlepszych polskich piosenek lat 90. czegoś z płyty „Sax & Sex” Roberta Chojnackiego (ach, te najntisowe tytuły!), ale trochę baliśmy się sięgać do tak głębokich odmętów naszych pamięci;) Odważni niech poszukają. Piasek & MAFIA - Imię deszczu 32. De Su – „Życie cudem jest” No to ballada na drugą nóżkę. W sumie power ballada. Jeśli lubicie „Don’t Speak” No Doubt, koniecznie posłuchajcie! Jeśli nie, również, bo dziewczyny miały wielki potencjał. Świetne głosy, piękne harmonie i trochę szkoda, że De Su to w zasadzie synonim „one hit wonder”. De Su - Zycie Cudem Jest 31. Rotary – „Na jednej z dzikich plaż” Podobnie jak De Su, Rotary również jest synonimem „one hit wonder”, czyli artysty jednego przeboju. Britpopowy, wakacyjny numer sprawił, że wrocławska kapela po wsze czasy ma zaklepane miejsce na nocnych playlistach polskich rozgłośni radiowych. Co jednak gorsze, są jednak tacy, którzy „Na jednej z dzikich plaż” wciąż przypisują Myslovitz. Na jednej z dzikich plaż 30. Firebirds – „Harry” Kurczę, jak strasznie żałujemy, że Firebirds ani nigdy nie zyskali zasłużonej popularności, ani nie przetrwali dłużej. Skończyło się na 3 płytach z lat 90. Tymczasem, Joanna Prykowska ma kapitalny głos, muzycznie Firebirds byli bardzo oryginalni, nawet akordeon tak bardziej francusku niż polsko brzmiał. Niewykluczone, że zaprezentowaliby jeszcze wiele ciekawego. Zostaje melancholijno-uwodzicielski „Harry”. Firebirds - Harry 29. Atrakcyjny Kazimierz – „Jako mąż i nie mąż” Od czasu do czasu na muzycznym firmamencie pojawia się artysta, który pastiszem i dowcipem zdobywa sporą popularność. Kimś takim w latach 80. był Franek Kimono (czyli Piotr Fronczewski). W latach 90. pojawił się natomiast Atrakcyjny Kazimierz (Jacek Bryndal) i to on zajmował się muzycznym rozweselaniem. Największym przebojem Atrakcyjnego Kazimierza była piosenka „Jako mąż i nie mąż”, której bohater pomimo niezbyt wielkiej atrakcyjności jest „sprawcą wielu ciąż”. Muzycznie kompozycja nie jest zbyt oryginalna, można nawet powiedzieć, że jest plagiatem, ale Carlos Santana chyba nigdy się nie zorientował. Producentem płyty był Grzegorz Ciechowski, a muzycznie udzielali się także Wojciech Waglewski i Kayah, która zresztą gra jedna z ciężarnych w teledysku. Atrakcyjny Kazimierz - Jako mąż i nie mąż [music video] 28. Liroy – „Scyzoryk” (feat. Wzgórze Yapa 3) W latach 90. hip hop w Polsce raczej raczkował. Nie, że nic się nie działo, nie że nie powstawały składy i nie wybijali się pierwsi raperzy, ale jednak była to nisza. Z kilkoma wyjątkami. Do mainstreamu z pewnością przebił się późniejszy pan poseł, a wówczas raczej scyzoryk, czyli Liroy. Poczwórna platyna i dwa Fryderyki za „Alboom” (w kategoriach muzyka taneczna i muzyka alternatywna!!!!) mówią same za siebie, ale „Scyzoryk” próby czasu chyba jednak nie wytrzymał, patrząc na liczbę streamów na Spotify. 27. Formacja Nieżywych Schabuff – „Lato” Formacja Nieżywych Schabuff to ta kapela od „Chciałabym, chciała”. Ich drugi największy przebój to „Lato”. W 1995 roku lato upłynęło wszystkim w rytm refrenu tej piosenki. „A Ty dziewczę zaraz wpadniesz w moje ręce” – śpiewali z nadzieją młodzieńcy nad Wisłą. Piosenka powstała z zimie 1993 roku i wyrażała tak normalną w Polsce tęsknotę za ciepłymi miesiącami. Podobno autorem chwytliwego refrenu, dzięki któremu piosenka stała się takim przebojem był Wojciech Wierus. W teledysku poza kapelą wystąpili też modelka Agnieszka Maciąg (gra na akordeonie) czy Andrzej Krzywy z DeMono. Formacja Nieżywych Schabuff - Lato 26. Szwagierkolaska – „U cioci na imieninach” Polska w pigułce, to właśnie Szwagierkolaska. Przaśne, ludowe piosenki, do tańca i wódki, ale i refleksyjne, nieco dołujące, słowem na wskroś nasze. W 1996 roku słuchali wszyscy i wszędzie. Dowód: podwójna platyna! za płytę „Luksus”, ponad 260 tysięcy sprzedanych egzemplarzy i Fryderyk. Bo i na wesele się nadało, i na szkolną dyskotekę no i na imieniny u cioci, a że inspirowane twórczością Grzesiuka, to i miłośnicy polskiej literatury znaleźli na „Luksusie” coś dla siebie. U cioci na imieninach - Szwagierkolaska 25. Big Day – „W dzień gorącego lata” Jedni mają latynoskie hity, a my mamy swój wakacyjno-miłosno-imprezowy i na pewno ponadczasowy przebój – „W dzień gorącego lata”. Młodzieńca radość, dęciaki oraz ciepłe, wesołe głosy Ani Zalewskiej-Ciurapińskiej i Marcina Ciurapińskiego. Tyle wystarczyło, by piosenka z 1997 roku wciąż gościła w rozgłośniach radiowych, na playlistach czy w rankingach typu najlepsze polskie piosenki lat 90. Big Day- W dzien goracego lata 24. Elektryczne Gitary – „Wszystko chuj” To dopiero zagwozdka, co wybrać z dorobku Elekrycznych Gitar, które były kwintesencją Polski lat 90. „Dzieci wybiegły”? A może „Co ty tutaj robisz”? Albo „Kiler”? Cóż, postawiliśmy na piosenkę, która dziś raczej nie miałaby szansy powstać. 23. Goran Bregović & Kayah – „Prawy do lewego” Współpraca Gorana Bregovicia i Kayah to był nieprawdopodobny sukces. Album „Kayah i Bregović” sprzedał się w nakładzie ponad 700 tysięcy i zdobył status diamentowej płyty, co dziś wydaje się absolutnie nieosiągalne. Kayah znakomicie wpasowała się w inspirowana ludową muzyka bałkańską twórczością Bregovicia, który w Polsce pojawił się jako gwiazda muzyki filmowej mający na koncie soundtracki do filmów „Underground”, „Królowa Margot” czy „Arizona Dream”. W numerze „Prawy do lewego” Kayah znakomicie wykorzystała polską tradycję biesiadną, co spowodowało, że kawałek przez wiele lat był obowiązkowym punktem wesel, nie tylko zresztą wiejskich. Kayah, Bregovic, Goran Bregovic - Prawy do lewego 22. Grzegorz z Ciechowa – „Piejo kury piejo” Grzegorz Ciechowski wymyślił folkotronicę zanim była modna. Pewnie niewielu udałaby się tak karkołomna kombinacja muzyki tradycyjnej z rymami techno oraz gitarami. Ale Grzegorz Ciechowski potrafił to, czego nie umieli inni. Choć świat już nie takie rzeczy słyszał, „Piejo kury piejo” niezmiennie zadziwia i imponuje brawurą. Grzegorz Z Ciechowa - Piejo Kury Piejo [Official Music Video] 21. Justyna Steczkowska – „Oko za oko, słowo za słowo” Spuszczamy łaskawie zasłonę milczenia na prawie całą twórczość Justyny Steczkowskiej. Tyle tylko, że w roku 1996 ukazała się płyta „Dziewczyna szamana”. Nie będziemy tak okrutni i nie powiemy, że 100 procent tego znakomitego albumu to Grzegorz Ciechowski. Naszym zdaniem jakieś 5 procent należy się jednak wokalistce. Poza tym przecież coś Grzegorz Ciechowski musiał w młodej artystce zauważyć, że wziął ją pod swoje skrzydła, wyprodukował jej album i napisał teksty. Piosenka „Oko za oko, słowo za słowo” została wyróżniona Fryderykiem. W klipie występują w chórku siostry wokalistki oraz grający na flecie Grzegorz Ciechowski. Justyna Steczkowska - Oko za oko 20. Reni Jusis – „Zakręcona” Są tacy artyści i to w całkiem znaczącej liczbie, których pierwsza piosenka jest jednocześnie ich największym przebojem. Podobnie sytuacja ma się z Reni Jusis, której „Zakręcona” to dzieło wyjątkowe. Piosenka była pierwszym singlem z debiutanckiej płyty pod tym samym tytułem. Reni Jusis taką całkiem debiutantką jednak nie była, bo miała już na koncie chórki w piosenkach Yaro. „Rowery dwa” i „Dziś jest pełnia” często było słychać w radiu w 1997 roku. Zresztą „Zakręconą” też wyprodukował Yaro (Jarosław Płocica). Reni Jusis piosenką „Zakręcona” otworzyła w polskiej muzyce drzwi dla pozytywnych tanecznych rytmów. Ostatnio kompozycja trafiła do reklamy sklepu z elektronika, co spowodowało ponowne zainteresowanie tą świetną piosenką. Reni Jusis - Zakrecona [Official Music Video] 19. Blenders – „Ciągnik” Tak jak w 1996 roku nie wiedzieliśmy, czy to jest bardzo złe, czy bardzo dobre, tak i teraz nie wiemy. „Ciągnik” to na pewno rzadki jednak w naszym smutnym kraju nad Wisłą poziom absurdu, który potrafi rozczulić. Muzycznie gdzieś pomiędzy Die Fantastischen Vier a Bloodhound Gang. Blenders - Ciągnik Official Video 18. Norbi – „Kobiety są gorące” Zanim Ryszard Rynkowski oświecił naród, że kobiety lubią brąz, Norbi dokonał równie wiekopomnego odkrycia. Kobiety są, acha, acha, gorące, acha, acha;) A sama piosenka, trochę Jamiroquai, trochę Naughty By Nature, czyli jakby hip hop, ale w rytmie disco. W każdym razie, dużo luzu, dużo zabawy i duże, luźne garnitury. Po prostu samertajm. Norbi - Kobiety są gorące 17. Yaro – „Rowery dwa” Skoro Norbi, to i Yaro. Tylko nie pytajcie dlaczego, ale jakoś tak się panowie kojarzą. Ten z kolei coś tam pożyczył od Steviego Wondera, dodał coś od amerykańskich raperów, coś od siebie i nieznaną jeszcze Reni Jusis, i wyszedł mu hit, który po dziś wielbią tłumy. Bo to dobra piosenka była, parafrazując klasyka. Jak macie płytę „Jazzda”, którą promowały „Rowery dwa”, to chodzi za całkiem niezłe pieniądze na aukcjach. Yaro - "Rowery Dwa" - video 16. Raz, Dwa, Trzy – „W wielkim mieście” „W wielkim mieście” to klasyczny przykład niezwykłej zwykłej piosenki. Niby ten utwór jest prosty, niby ma nieskomplikowaną aranżację, a jednak jest wyjątkowy i zapadający w pamięć. Piosenka pochodzi z trzeciej płyty Raz, Dwa, Trzy pod tytułem „Cztery”. 15. Kayah – „Supermanka” Lata 90. w polskiej muzyce należały do Kayah. To właśnie Katarzyna Magda Rooijens z domu Szczot dostarczała w ostatniej dekadzie XX wieku najbardziej pozytywną, komercyjną, ale jednocześnie ambitną muzykę. „Supermanka” to singiel z 1997 roku, który promował płytę „Zebra”. W uroczym tekście Kayah opowiada jak zachowywałaby się wobec kobiet, gdyby była mężczyzną. W piosence wykorzystano przebój Steviego Wondera „I Just Call To Say I Love You”. Za komiksowy klip odpowiada Janusz Kołodrubiec. Kayah została zapowiedziana Supermenka przez amerykańskiego rapera Ice’a T. W 2018 roku powstała nieco zliftingowana wersja piosenki, w której na pierwszy plan wysunął się raper Kękę. Kayah - Supermenka (Official Video) Kayah & KęKę - Supermenka 2018 (Official Video) 14. – „Kiedy powiem sobie dość” to w sumie dość rzadkie zjawisko w muzyce. Oto weterani, starsi panowie, którzy mają za sobą już dobrych kilka lat na scenie zapraszają do zespołu kilkunastoletnią, młodszą o pokolenie dziewczynę. Pomysł dość karkołomny, okazał się jednak strzałem w 10. Grzegorz Skawiński i Waldemar Tkaczyk, którzy mieli już na koncie sukcesy z Kombi wnieśli do grupy doświadczenie i talent kompozytorski, Agnieszka Chylińska dodała młodzieńczą charyzmę oraz mocny głos i tak powstał jeden z najciekawszych projektów polskiej muzyki lat 90. Gdy ogląda się klip do „Kiedy powiem sobie dość” trudno uwierzyć, że ta nieco pucułowata na twarzy nastolatka i anorektyczna jurorka „Mam talent” to ta sama osoba (dostała za ten program telekamery w 2014 i 2015 roku) . Trzeba zresztą dodać, że droga, jaką Agnieszka Chylińska przeszła w show-biznesie to jedna z najbardziej pozytywnych historii przełomu wieków. - Kiedy powiem sobie dosc 13. Grzegorz Turnau – „Naprawdę nie dzieje się nic” W 1991 roku w Krakowie urodziło się dziecko. Dziecko nazywało się Grzegorz Turnau i było dzieckiem Piwnicy Pod Baranami. Dzieckiem – dodajmy – bardzo uzdolnionym. „Naprawdę nie dzieje się nic” to kompozycja 24-letniego artysty okraszona tekstem Michała Zabłockiego. Jako że Kraków nam jest bliski pamiętamy, że ówcześni studenci namiętnie śpiewali tę piosenkę nie tylko na domówkach, ale także na cały głos na ulicach. „Naprawdę nie dzieje się nic” nie ma takiej siły rażenie jak „Dezyderata”, ale z pewnością ma w sobie jej ducha. Grzegorz Turnau - Naprawdę nie dzieje się nic 12. Varius Manx – „Zanim zrozumiesz” Varius Manx nagrali dwie płyty, a potem dołączyła do nich Anita Lipnicka i uczyniła z nieco nudziarskiej kapeli produkt numer jeden na polskim rynku. Oczywiście to nie tak, że wokalistka była jedynym źródłem sukcesu. Robert Janson to niewątpliwie zdolny kompozytor, ale gdyby nie Lipnicka, jej świeżość, jej głos i jej teksty, tego sukcesu by nie było. „Zanim zrozumiesz” to pierwszy singiel z płyty „Emu”, która dała początek trzyliterowej tradycji w nazewnictwie albumów Varius Manx. W 1994 utwór został nagrodzony Fryderykiem w kategoriach piosenka roku i teledysk roku. W 2015 swoją wersję nagrał Andrzej Piaseczny na płytę „Kalejdoskop”. Niedawno piosenka trafiła na album „Męskie Granie 2020” w wykonaniu Darii Zawiałow (przede wszystkim), Igo i Króla. Varius Manx - Zanim Zrozumiesz HQ 11. – „Warszawa” są z Częstochowy, a napisali taką ładną piosenkę o Warszawie. Ale nie trzeba być z Warszawy żeby ładne piosenki o Warszawie pisać. Całkiem ładną napisał też Czesław Niemen a z Warszawy nie był. „Warszawa” znalazła się na drugiej płycie „Pocisk miłośc”, którą Muniek nagrał po powrocie z Londynu i po zmianach w szeregach kapeli. Lider zaczął pisać tekst podobno jeszcze będąc w Londynie i pracując jako pomocnik kucharza. Piosenkę dokończył już po powrocie w mieszkaniu swojego kolegi, dziennikarza Pawła Dunin-Wąsowicza. Gdy skończył teksy uznał, ze warto reaktywować kapelę, by nagrać tę piosenkę. Utwór nagrano jesienią 1990 roku, a 28 grudnia „Warszawa” trafiła na 1. miejsce listy przebojów Trójki. Cover kompozycji „Warszawa” nagrała aktorka Stanisława Celińska. - Warszawa [Official Music Video] 10. IRA – „Mój dom” Jaki kraj, takie Guns N’ Roses;) Można dziś się trochę śmiać, można przypominać „złoty deszcz” z „Bierz mnie”, ale w 1991 roku IRA po prostu rządziła. „Mój dom” to był wspaniały hicior, a cała płyta była najbardziej amerykańską na naszym rynku. A niczego tak bardzo Polacy nie chcieli w latach 90., jak być choć trochę bardziej jak USA. 9. Wilki – „Amiranda” Trochę celowo nie umieściliśmy w naszym zestawieniu najlepszych polskich piosenek lat 90. „Son of the Blue Sky” czy „Eli Lama Sabachtani”. Nie, że złe czy niefajne. Naprawdę dobre kompozycje, ładne ballady. Chcieliśmy jednak tym, którzy kojarzą Wilki z Baśką i jej biustem, „pokazać” naprawdę rockowe, a wręcz hardrockowe oblicze zespołu. Jest drive, jest solówka, no nie przymierzając, trochę jak The Cult. Wilki - Amiranda (Official Audio) 8. Kayah – „Na językach” Dlaczego w naszym zestawieniu najlepszych polskich piosenek lat 90. są dwie piosenki pochodzące z tej samej płyty „Zebra”? Bo obie są znakomite. Początkowo chcieliśmy w zestawieniu umieścić tylko „Supermankę”, ale potem przypomnieliśmy sobie „Na językach” i musimy przyznać, że jest to naprawdę „superpiosenka”. Po pierwsze podoba nam się lekkość z jaką Kayah śpiewa o – bądź co bądź – zawodzie miłosnym. Po drugie podoba nam się krytyka plotkarstwa. Po trzecie podoba nam się pomysłowość tekstu i fantastyczne wykorzystanie szkolnej rymowanki. Teledysk wyreżyserował Janusz Kołodrubiec. Budżet klipu to dość pokaźna suma 100 tysięcy złotych. Kayah - Na jezykach 7. Kazik – „12 groszy” Gdyby to nie był ranking najlepszych polskich piosenek lat 90., ale najbardziej ogranych, „zajechanych” polskich piosenek lat 90., na bank na 1. miejscu byłoby „12 groszy”. Gdyby lodówki, miały wówczas opcje puszczania piosenek, jak nic, grałyby „12 groszy”. No, ale było to coś wyjątkowego, innego, niebanalnego, wyróżniającego się rynku, na dodatek Kazik jak to Kazik, w punkt podsumował ówczesną rzeczywistość. KAZIK - 12 groszy [OFFICIAL VIDEO] 6. Edyta Bartosiewicz – „Sen” Nie będziemy kłamać, nie jesteśmy wielkimi fanami Edyty Bartosiewicz. Fenomenu „Jenny” nigdy nie pojmiemy, ale „Sen” jest bardzo ładnie skonstruowaną piosenką. Pełną subtelności, z odpowiednio budowanym napięciem, bez zbytniej egzaltacji, pięknie, oszczędnie zaśpiewaną. No i ze świetnym teledyskiem z młodym, roznegliżowanym Tomkiem Karolakiem. Chcieliśmy umieścić w zestawieniu najlepszych piosenek lat 90. przebój innej Edyty, ale jednak nie zawsze można oddzielić muzykę od wykonawcy, piosenki od przekonań. Edyta Bartosiewicz - Sen 5. Myslovitz – „Długość dźwięku samotności” O tej wspaniałej piosence definiującej muzykę lat 90. napasaliśmy dużo i dobrze w tekście „Myslovitz – 15 najlepszych piosenek”, więc nie będziemy tutaj się bezsensownie powtarzać. Myslovitz | Długość dźwięku samotności 4. Hey – „Zazdrość” Wiemy, że „Teksański” ma najwięcej streamów i odsłon. Wiemy, że w latach 90. jak już się opanowało riff do „Smells Like Teen Spirit”, mierzyło się z „Teksańskim”. Wiemy, że wszyscy kochają i wciąż śpiewają, ale naprawdę to nie jest najlepsza piosenka grupy Hey. Jedną z naszych faworytek jest pełne dramaturgii „Ja sowa”, ale tam jest już taka grunge’owa zżyna, że ciężko dosłuchać się Heya. Za to „Zazdrość”, „Zazdrość” jest jakaś taka niby amerykańska, ale i bardzo polska. I bardzo dobra. Świetny tekst, kapitalny zabieg produkcyjny (słuchaliście na słuchawkach?) i po porostu piękne alternatywne granie. 3. Paktofonika – „Chwile ulotne” Paktofonika była absolutnie wyjątkowa. Genialne podkłady, muzyczna elokwencja, świetny flow, jednak klasa wyżej niż większość ówczesnej hiphopowej sceny. Wielu się pewnie obruszy, że postawiliśmy na „Chwile ulotne”, a nie „Jestem Bogiem”, ale w „ulotkach” jest ta niebywała lekkość, zwiewność, ulotność. 2. Robert Gawliński – „Nie stało się nic” Robert Gawliński to oczywiście lider Wilków. Wilki to była zacna kapela, ale nam jeszcze bardziej niż Wilki do gustu przypadła ta piosenka z solowej twórczości wokalisty. 20-latkowie w latach 90. przetańczyli niejedną noc w towarzystwie tej fantastycznej kompozycji. Robert Gawliński śpiewa, że nie stało się nic, ale przecież wiemy, że się stało. Gdyby się nie stało przecież nie psiałby o tym piosenki. Na dodatek, jeszcze takiej znakomitej. Absolutna petarda. Robert Gawliński - Nie stało się nic 1. Kaliber 44 – „Film” Ależ to jest wspaniały kawałek. Kaliber 44 to pierwszy hiphopowy skład w Polsce, który przy dość wysublimowanym przekazie zyskał wielką popularność. „Film” to jedna z najbardziej oryginalnych kompozycji Kalibra 44 ze względu rozbudowany abstrakcyjny tekst, wysmakowaną kompozycję i niesamowitą chemię miedzy trójką raperów. Z pewnością nie jest to najpopularniejszy utwór z tego rankingu, ale trafia na pierwszą pozycję najlepszych polskich piosenek lat 90., bo… najbardziej się nam podoba. Piosenka promowała drugą płytę kapeli zatytułowaną „W 63 minuty dookoła świata”. To ostatni album Kalibra 44, na którym rapował Magik. W teledysku do „Filmu” Magik już nie wystąpił, jego wersy zapodaje Joka. KALIBER 44 - Film [OFFICIAL VIDEO]
N’ Sync - It’s Gonna Be Me Początek lat 2000 to schyłek ery boysbandów, ale N’ Sync, dowodzony przez Justina Timberlake’a, wówczas z makaronowymi włosami, załapali się na ogromny sukces rzutem na taśmę. Trzeba przyznać, że kawałek ma wpadający w ucho refren, który zresztą całkiem niedawno stał się nieoficjalnym viralowym hymnem miesiąca Maj w sieci. Internauci bowiem słyszeli jak panowie śpiewają „It’s Gonna Be May”. Na plus trzeba też zaliczyć ciekawą formułę klipu, którego bohaterami lalki w sklepie z zabawkami. Shaggy - It Wasn’t Me Niewiele było kawałków w pierwszej połowie dekady lat 2000, które były grane w radiach czy telewizjach muzycznych co It Wasn’t Me. Melodyjna mieszanka R&B z reagge w dodatku z przymrużeniem oka okazała się strzałem w dziesiątkę. A sam klip do tego kawałka to kwintesencja początku lat 2000. Pięć Dwa (52 Dębiec) feat. Ascetoholix - To my Polacy Nieformalny hymn Polski dobitnie przypominający o tym, że od lat niewiele się w naszym kraju zmieniło i niewiele się prawdopodobnie zmieni. Świetny tekst, rymy, dobry beat – czego chcieć więcej od rzetelnie zrobionego hip-hopu? Nickelback - How You Remind Me Nickelback ledwo co się pojawili na scenie i od razu wywołali zamieszanie. Utwór How You Remind Me nie schodził z list przebojów. I to do tego stopnia, że szybko ludzie mieli go dość, ale chyba masochistycznie słuchali dalej. Z perspektywy czasu jednak wypada docenić ten kawałek jako prostą i porządną soft-rockową balladę. Szczególnie, że w latach późniejszych Nickelback uraczy słuchaczy o wiele gorszymi dokonaniami. Alicia Keys – Fallin Pomiędzy kiczowatymi popowymi gumami do żucia, zyskującym na sile hip-hopem i nu-metalem pojawiła się niepozorna dziewczyna z fortepianem i zachwyciła cały świat. Fallin Alicii Keys to wyrafinowany i bezpretensjonalny soul, który po dziś dzień nie zestarzał się nawet o nutkę. Takie kawałki pojawiają się, przy dobrych wiatrach, raptem raz na kilka lat. Gwen Stefani - Hollaback Girl Rozmawiając o Hollaback Girl od boskiej Gwen Stefani, często zapominamy o tym, że temu kawałkowi zawdzięczamy globalną lekcję przeliterowania słowa „Bananas”. Kto więc twierdzi, że muzyka pop nie może także edukować młodzieży, niech zamilknie na zawsze. Jest to również ciekawa mieszanka hip-hopu i muzyki dance, aczkolwiek oparta w większości na interesującym, minimalistycznym rytmie bębnów. Z pewnością jeden z bardziej wyróżniających się w tle utworów pop tamtych czasów. Kasia Klich - Lepszy model Jeśli jest jakiś polski kawałek, który mógł wpłynąć na liczbę zdrad w związkach tudzież rozwodów, to byłby to bez wątpienia Lepszy model. Choć bez wątpienia tekst tej piosenki jest absolutnie uniwersalny. Są ludzie, którzy do dziś nucą ją sobie przy podejmowaniu decyzji o zakupie nowego samochodu czy pralki. Poza tym jest to naprawdę sprawnie zaaranżowany i przyjemny w odsłuchu numer pokazujące, że raz na jakiś czas polscy twórcy potrafią w R&B. Paktofonika - Jestem Bogiem Jeden z najważniejszych (i według wielu najlepszych) kawałków w historii polskiego hip-hopu. To numer, na którym wychowało się całe pokolenie. Kawał historii i dla wielu wieczna legenda. Justin Timberlake - My Love To bez wątpienia jeden z najlepszych popowych kawałków pierwszej dekady XXI wieku. Więcej, utwór ten zdefiniował pop na nowe tysiąclecie! Timberlake i Timbaland (podobieństwo nazwisk i ksywek chyba przypadkowe) okazali się duetem idealnym dostarczając słuchaczom muzykę rozrywkową, która z jednej strony łatwo wpada w ucho, ale z drugiej nie jest banalna. Destiny’s Child - Survivor Mikstura R&B i prostego popu w najlepszej odsłonie, który wprowadził ten gatunek w XXI wiek. To też schyłek działalności grupy Destiny’s Child, która kilka lat później przestanie istnieć, a na „polu bitwy” pozostanie Beyonce, która z kolei zostanie jedną z największych gwiazd na planecie. Nelly feat. Kelly Rowland - Dilemma Jeśli raz usłyszeliście ten kawałek, a jeśli byliście w pełni świadomości na początku lat 2000, to znacie go zapewne na pamięć. W porównaniu z dzisiejszymi utworami z tego gatunku hip-hop/R&B sam kawałek jak i klip do niego są rozczulająco niewinne i… spokojne. Swoją drogą – co się stało z Nellym? Wilki – Urke Sentymentalny pop-rock nigdy nie był super mocną domeną polskiej muzyki. Aż przyszły Wilki i pokazały, jak to się robi. I to jeszcze w czasach przed globalną popularnością Kings of Leon. Urke to idealny popowy numer w średnim tempie – gdyby tylko miał szansę zaistnieć na świecie, to mógłby zrobić jeszcze większą furorę. Monika Brodka - Dziewczyna mojego chłopaka Na swojej debiutanckiej płycie Monika Brodka udowadniała, że jest w stanie wprowadzić powiew świeżości do rodzimej muzyki pop. Ile bowiem znacie radiowych przebojów ze skrzypcami jako jednym z wiodących instrumentów? Cała aranżacja tej piosenki jest niebanalna, jeśli chodzi o utwory popowe. Eminem - Without Me Droga młodzieży. Popatrzcie, posłuchajcie. Tak się robi białe rapsy. Wirtuozeria rymów miesza się tu z kapitalnymi tekstami oraz mruganiem oka do słuchacza. Szczególnie jeśli słuchacie Without Me w wersji teledyskowej, która całymi garściami czerpie z symboli popkultury i korzysta z poetyki komiksowych kadrów. Do dziś się ten klip praktycznie nie zestarzał. Reni Jusis - Kiedyś cię znajdę Nieformalny hymn windykatorów oraz, w niektórych sytuacjach, Urzędu Skarbowego. Dziwię się szczerze, że ten kawałek nie zrobił międzynarodowej kariery. To popowo-klubowa perełka, która nawet i dziś obroniłby się na większości parkietów. Jest w nim jednocześnie coś energetycznego i uspokajającego. Akon - Smack That Młodzież może nie pamiętać, bo i sam Akon jakoś zniknął z radarów masowej uwagi. Tym niemniej Smack That, pomimo faktu, że jest kawałkiem strasznie monotonnym i irytującym, to na tyle skutecznie wwiercił się w ludziom w głowy, że są tacy, którzy do dziś się z nim nie rozstali. Rihanna - Umbrella Umbrella to bez wątpienia jeden z największych przebojów pop XXI wieku, a może i nawet wszech czasów. To też prawdziwy początek międzynarodowej sławy Rihanny, która od tamtej pory stała się megagwiazdą. A wszystko za sprawą hipnotyzującego refrenu, który po polsku brzmiałby: „Parasolka, olka, olka…”. Katy Pery - I Kissed A Girl Tym kawałkiem Katy Perry rozpoczęła niemałą rewolucję obyczajową, dołączając do wcześniejszego pocałunku na scenie Britney Spears i Madonny. A sam kawałek, cóż, banalny, ale wżerający się w pamięć, jak większość tworów mistrza popowych szlagierów Maxa Martina. Lady Gaga - Poker Face I kolejny utwór, którzy otworzył drogę do ogromnej kariery jego wykonawczyni. Lady Gaga jednak okazała się być Madonną XXI wieku. W pewnym momencie była największą gwiazdą na planecie, co w dzisiejszych czasach nie jest wcale takie łatwe do osiągnięcia. Gaga w pewnym momencie stała się żywą emanacją całej nowoczesnej popkultury. Ania Dąbrowska - Tego chciałam Początek lat 2000 to nie był zły okres dla polskiego popu. Może nie był zbyt oryginalny, bo cały czas czerpiący garściami z amerykańskiego R&B i soulu, ale nie brakło w tym wszystkim świadomych wykonawców, którzy sprawnie te motywy wykorzystywali. Do tego Ania Dąbrowska jest kolejnym przykładem na to, że programy typu talent show mogą mieć jakąś wartość i ubogacić polską scenę muzyczną. The Black Eyed Peas - I Gotta Feeling Prawdopodobnie najpopularniejszy (i przez niektórych najbardziej znienawidzony) imprezowy kawałek końca pierwszej dekady XXI wieku. Jednocześnie jest to też jeden z ostatnich hitów The Black Eyed Peas, którzy niedługo później zrobili sobie kilkuletnią przerwę, a następnie wrócili po latach do swoich hip-hopowych korzeni, jednak bez powtórzenia sukcesu ich bardziej popowych kawałków. Kayah - Testosteron Można zrobić dobry kawałek taneczny, bez poczucia żenady i obcowania z kiczem? Można. Niezawodna Kayah dostarczyła nam utwór tyleż samo rozrywkowy, co dosadny w swoim przekazie. Nelly Furtado - Say It Right Timbaland był bez wątpienia jednym z najważniejszych producentów kompozytorów muzyki pop na początku lat 2000. Niemalże każdy artysta, który rozpoczynał z nim współpracę mógł być pewien, że dostarczy on superprzebój. Tak też było w przypadku Nelly Furtado i kawałka Say It Right. Ciekawy beat przewodni, który jest znakiem rozpoznawczym Timbalanda oraz świetny wokal i znakomity refren sprawiają, że do dziś się ten utwór nie zestarzał. Krzysztof Krawczyk i Edyta Bartosiewicz - Trudno tak Na ten duet wszyscy czekali, nawet jeśli tego jeszcze nie wiedzieli. Krzysztof Krawczyk z Edytą Bartosiewicz dali Polsce i światu wspaniałą i poruszającą balladę, której melodia i słowa na dłużej zostają w pamięci. Tak się robi przeboje z klasą. Borysewicz i Kukiz - Bo tutaj jest jak jest A pamiętacie jak Paweł Kukiz był gwiazdą muzyki, a nie zagubionym politykiem? To były jednak lepsze czasy. Jego duet z Janem Borysewiczem w piosence Bo tutaj jest jak jest, to klasyczna formuła power-ballady rockowej. Niewiele takich powstało od lat 80., tak więc jej sukces nie jest wcale taki nieoczywisty. Kanye West – Stronger Tym kawałkiem Kanye West przedstawił się globalnej publiczności na olbrzymią skalę. A procenty z tego sukcesu zbiera do dziś. Można by wręcz rzec, że był to pierwszy krok przy całkiem możliwej prezydenturze Westa w 2024 roku. W tle charakterystyczne dźwięki autorstwa Daft Punka stworzyły ze Stronger pierwszorzędny futurystyczny hip-hop. Agnieszka Chylińska - Nie mogę cię zapomnieć Z pewnością dla fanów rockowej przeszłości Chylińskiej jej wolta w stronę tanecznego dance-popu była szokiem, ale wydaje mi się, że cała reszta przyjęła ją z otwartymi ramionami i uszami. Nie mogę cię zapomnieć to jeden z tych przebojów polskiego popu, który przeszedł do annałów tego gatunku nad Wisłą.
Polskie Hity Lat 2000 - 2015 02:50 05:11 04:24 05:21 03:23 03:15 04:05 04:54 03:05 04:35 03:12 03:17 03:34 04:12 02:37 04:01 03:22 03:25 03:57 03:40 02:39 04:59 03:46 03:36 03:26 04:03 03:34 04:06 03:56 04:19 01:41 02:36 07:03 01:43 03:35 03:36 04:46 03:13 03:52 04:04 04:05 03:25 03:49 03:27 03:50 03:16 04:19 04:13 04:12 03:34
Muzykę światową w latach 2000-2009 podsumują wszyscy: znane gazety i magazyny, opiniotwórcze serwisy, popularni blogerzy. Z tego też powodu na łamach „Liberté!” postanowiliśmy zająć się działką w muzyce, którą zajęło lub zajmie się raczej niewielu. Pierwsza dekada XXI wieku to okres niezwykły, jeśli chodzi o rozwój muzyki w ogóle. Szaleńcze zmiany trendów (od bałaganiarskiego, gitarowego rocka do dziwacznych, około-folkowych eksperymentów), ogromny dostęp do różnego rodzaju zasobów muzycznych (mniej lub bardziej legalny), spadek znaczenia tradycyjnego nośnika CD, powolny zmierzch dominacji wielkich wytwórni i związany z tym wzrost znaczenia mniejszych labeli. W mijającym dziesięcioleciu zaczęła zacierać się granica między popem a alternatywą. Przedstawiciele tej drugiej grupy skutecznie zaczęli wchodzić do świata mainstreamu, stając się jego częścią. Przez ostatnie kilka lata zaczęliśmy narzekać na poziom wydawnictw muzycznych, ich odtwórczość, brak jakichkolwiek znamion nowatorstwa. W tej dekadzie było różnie, na pewno ciekawie. Jeśli chodzi o polską muzykę, to niestety ciągle pozostajemy w tyle w stosunku do tego, co dzieje się w bardziej rozwiniętych miejscach na świecie. Owego dystansu nasz rynek raczej nigdy nie zniweluje całkowicie, a winą za taki stan rzeczy należy obarczać wszystkich: ludzi rządzących muzyczną branżą, wykonawców i przede wszystkim – mało wymagających słuchaczy. Nie jest jednak źle. Jak nigdy wcześniej, między 2000 a 2009 rokiem w naszym kraju zaczęło się pojawiać coraz więcej kreatywnych, oryginalnych ludzi z pomysłami, którzy potrafili realizować je tak, by ze swoją twórczością zaistnieć gdzieś dalej niż tylko w swoim gatunkowym podziemiu. Wartościowe, znakomite wydawnictwa pojawiały się praktycznie w każdej stylistyce: w popie, rocku, hip hopie, jazzie, muzyce elektronicznej. Mamy nadzieję, że nasz zestaw 30 najlepszych polskich płyt lat 2000-2009 pokaże, że rodzima muzyka ma się całkiem nieźle i, co bardziej istotne, niezmiernie pozytywnie rokuje także na przyszłość. Zatem zaczynamy. 30. Smolik – Smolik (2001) Człowiek, który jako pierwszy w zauważalny sposób obnażył pustkę i głupotę mainstreamowego popu, stanu konserwowanego w naszym kraju przez zachowawcze, dominujące na rynku massmedia. I choć teraz wiemy, że można było lepiej i odważniej, chyba ciężko wyobrazić sobie mijające dziesięciolecie bez łagodnych, uroczych piosenek autorstwa Andrzeja Smolika. Ten kompozytor i multiinstrumentalista miał pomysł na to, jak z sensem stworzyć stricte popowe, lekkie, niezobowiązujące piosenki, które nie mają nic wspólnego z królującą powszechnie słabizną. Smolik przebił się do telewizji i radia, zaistniał ze swoimi utworami w świecie reklamy, dostał parę prestiżowych wyróżnień, podpromował kilku sympatycznych, młodych wykonawców. To trzeba docenić. Posłuchaj ? 29. Ramona Rey – 2 (2009) W Polsce póki co nie mamy jeszcze naszego własnego Timbalanda, ale mamy wokalistkę, która swoją charyzmą i sceniczną osobowością śmiało może konkurować z przereklamowanymi koleżankami zza Oceanu. Ramona Rey i Igor Czerniawski (niegdyś współzałożyciel AYA RL) wspólnie nagrali płytę, której w naszym kraju nikt się nie spodziewał, i na którą nikt specjalnie nie czekał. „Ramona Rey 2” ze swoimi soczystymi, klubowymi bitami, wyrazistymi melodiami, odważnymi rytmami, zmiata z powierzchni ziemi wszystkie nudne, rodzime gwiazdy muzyki tanecznej. Wokalistka jest też prawdziwym fenomenem. Bez wsparcia mediów, dużej wytwórni i poważnego menadżera samodzielnie funkcjonuje sobie na naszym rynku, wydając świetne płyty i zdobywając coraz większe rzesze fanów. Posłuchaj ? 28. Kasia Stankiewicz – ExtraPop (2003) Jedno z najbardziej niedocenianych, znakomitych, popowych wydawnictw dekady. Kasia Stankiewicz po odejściu z Varius Manx i definitywnym zakończeniu przygody z infantylnym śpiewaniem dla bezrefleksyjnych mas, na swoim drugim solowym krążku (ale czy ktoś pamięta pierwszy?) z pomocą producenta Rafała Łuki skonstruowała 12-piosenkowy zestaw ekstremalnie lekkich, ładnych, eleganckich i kobiecych piosenek. „ExtraPop” w zupełnie nieinwazyjny sposób muska przebojowością ślicznych singli jak „Schyłek Lata” czy „Saint Etienne”. Płyta Kasi Stankiewicz to w dużej mierze luźna inspiracja (na poziomie 2001 roku) ciągle modnymi brzmieniami Air, Lamb, Stereolab, Beth Orton. I jakkolwiek mocno uproszczona, prezentująca się naprawdę solidnie mimo upływu lat. Posłuchaj ? 27. Loco Star – Herbs (2008) Loco Star w rankingu pojawiają się nie tyle za zasługi, ile w ramach świetnego prognostyka na przyszłość i niejako także jako przykład swoistej metamorfozy, jaką dość ślamazarnie, ale widocznie przechodzi pod koniec tego dziesięciolecia polska muzyka popularna. Samemu zespołowi oczywiście należy się morze pochwał za bardzo dobre wyczucie elektro-popowej stylistyki, wysokie umiejętności w konstruowaniu na ich bazie znakomitych kompozycji („Arps” bez dwóch zdań to jeden z najlepszych polskich utworów tej dekady). Niemniej „Herbs” jest płytą, która, jak wiele w ostatnim czasie, puka do drzwi miałkiego, pustego świata mainstreamu z przesłaniem, by zmienić beznadziejność rodzimego popu. Wierzmy, że już niedługo takie grupy jak Loco Star owe drzwi wyważą. Najlepiej razem z zawiasami. Posłuchaj ? 26. Pink Freud – Sorry Music Polska (2003) „Jazz fajny jest” – takie przesłanie przyświeca działalności grupy Pink Freud. Przypominając sobie ich fenomenalny koncert na jednej z przeszłych edycji festiwalu Open’er, tytuł jednej z kompozycji zespołu Wojtka Mazolewskiego wydaje się pasować tutaj idealnie. Przykłady wszystkich jazzowych płyt w tym rankingu ten niezbyt łatwo przyswajalny gatunek pokazują jako rzecz nie tylko fascynującą i ciekawą, ale przede wszystkim przystępną. „Sorry Music Polska” jest akurat wydawnictwem, które znajduje się w orbicie brzmień około-jazzowych, nie do końca zahaczające o tradycyjną jego odmianę. Każdy się może do czegoś na tym albumie przyczepić, prawda, ale w temacie mariażu jazzowych improwizacji z elektroniką „Sorry Music Polska” wypada przyz nać ocenę bardzo dobrą. Posłuchaj ? 25. Nosowska – UniSexBlues (2007) Kasia Nosowska po latach elektronicznych eksperymentów na swoich solowych płytach wydała krążek, który pokazał ją w zdecydowanie mniej mrocznym i bardziej zawadiackim świetle. Największą wadą „UniSexBlues” wydaje się zbyt wielka ilość pomysłów, jakie wokalistka Heya chciała skondensować w jednym wydawnictwie. Niemniej ostatni póki co jej solowy album stanowi klasę samą dla siebie. Nosowska pod względem umiejętności operowania słowem w formule piosenki nie ma w Polsce dla siebie żadnej konkurencji. Wokalistka jest też artystką niesamowicie kreatywną, wiecznie poszukującą nowych, frapujących rozwiązań, nie lubi się powtarzać i nigdy tego nie robi. Być może nie każda płyta Nosowskiej jest arcydziełem, ale pełnowartościowym, rasowym wydawnictwem już na pewno. Posłuchaj ? 24. Contemporary Noise Quintet – Pig Inside The Gentleman (2006) Bracia Kapsa po raz pierwszy. Tym razem definitywnie porzucający rockowe, eksperymentalne wyżyny, by przenieść się w zupełnie inne rejony. Jazzowe kompozycje, takie jak te z „Pig Inside The Gentleman”, cechuje niezwykła plastyczność i filmowość, jeszcze większa niż ta z ostatniego krążka Something Like Elvis (znajdziecie dalej w zestawieniu). Podczas słuchania poszczególnych utworów naturalnie w głowie słuchacza pojawiają się obrazy rodem z kinowych produkcji: historie tragiczne, kryminalne, miłosne, komediowe. Opowieści stworzone przez Contemporary Noise Quintet żyją własnym życiem, pozwalają cieszyć się jazzowym stylem bez konieczności bardziej szczegółowego orientowania się w jego zawiłościach. „Pig Inside The Gentleman” pięknie oswaja laika z jazzem. To lekcja na pewno warta odrobienia. Posłuchaj ? 23. Łona – Nic dziwnego (2004) Druga kolaboracja szczecińskiego rapera Łony i Bartka Webbera, który na tym krążku znów wcielił się w rolę producenta. Na płycie „Nic dziwnego” piekielnie zdolny MC z Pomorza zaskoczył wszystkich po raz kolejny niesamowitą inteligencją, świetnym poczuciem humoru (całkiem kąśliwym i momentami nawet szyderczy) i przede wszystkim fajnym, niebanalnym podejście do zasad rządzących hip hopem. Zamiast skupiać się na społecznych bolączkach i ciężkiej egzystencji w kraju nad Wisłą, Łona trochę opowiada o sobie, trochę o muzyce, o życiu, w sumie o wszystkim. A że legitymuje się genialnymi „storytellingowymi” umiejętnościami, jego płyty słucha się z wypiekami na twarzy, poświęcając jej niemalże całą swoją uwagę. Posłuchaj ? 22. Pogodno – Sejtenik Miuzik & Romantik Loff (2001) Absurd, groteska, surrealizm – stwierdzenia, które nieodzownie wiążą się z twórczością grupy Pogodno. Kapela ze Szczecina, ochrzczona wieki temu mianem czołowych przedstawicieli rodzimego nurtu alternatywno-rockowego, kiedyś była wielbiona, dzisiaj to grupa trochę zapomniana. Pewnie wina leży trochę po stronie samego zespołu, który im dalej w tę dekadę, tym mniej nagrywał płyt, a i owa kapitalnie orzeźwiająca aura towarzysząca bezpretensjonalnemu „Sejtenik Miuzik & Romantik Loff” też gdzieś się ulotniła. Wystarczy jednak przypomnieć sobie krążek z 2001 roku, by pojąć, dlaczego Pogodno pojawiają się w tym zestawieniu. Ta niesamowita energia, ostentacyjne wariactwo, parę znakomitych, gitarowych rozwiązań i zabawa na całego gotowa. Posłuchaj ? 21. Jacaszek – Treny (2008) Michał Jacaszek jest bez wątpienia najzdolniejszym twórcą muzyki ambientowej w naszym kraju, a „Treny” zdają się tę oczywistą prawdę tylko potwierdzać. Minimalistyczne kompozycje z tego albumu, w pierwotnej koncepcji pomyślane jako utwory jedynie na instrumenty smyczkowe i skromne partie wokalne, przesiąknięte są emocjami, bólem, tragizmem. Zupełnie jak w przypadku największego twórcy cyklu trenów w literaturze, Jana Kochanowskiego. Jacaszek w fantastyczny sposób nawiązuje na swoim krążku do współczesnych klasyków minimalistycznych klimatów, choćby Maxa Richtera czy Arvo Pärta, dodając do swoich „Trenów” jednak więcej od siebie, zamiast naśladować wielkich mistrzów. I jakkolwiek muzyka Jacaszka to twórczość ekstremalnie nieefektowna, wszystko na tej płycie jest po prostu piękne. Posłuchaj ? 20. Świetliki – Las Putas Melancólicas (2005) Outsider z pogranicza poezji i muzyki oraz aktor, o którym można by powiedzieć, iż bliski jest mu syndrom kryzysu wieku średniego, zabierają nas w podróż po zdegenerowanym świecie własnych wyobrażeń. Trochę komicznym, nostalgicznym, przewrotnym, niepokojącym. Dla fanów Marcina Świetlickiego kolaboracja z Bogusławem Lindą mogła być prawdziwym szokiem, acz summa sumarum ich flirt okazał się nad wyraz udany. Dzisiaj nie potrafię znaleźć w polskich zbiorach równie niesamowitej kompozycji, co „Filandia”. Trochę Waitsa, trochę wakacyjnych wspomnień na pożółkłych fotografiach, trochę mocnego alkoholu. Tylko Świetlicki mógł popełnić taki liryk, tylko Linda mógł go tak wiarygodnie wyrecytować. Posłuchaj ? 19. Kucz/Kulka – Sleepwalk (2009) Kolaboracja żeńskiej gwiazdy końca tego dziesięciolecia, obdarzonej znakomitym, teatralno-aktorskim głosem Gabrieli Kulki i mistrza brzmień z szeroko rozumianego nurtu muzyki elektronicznej Konrada Kucza. Żadne z nich nie jest na „Sleepwalk” tłem dla drugiego, bo Kulka i Kucz postanowili stworzyć razem coś zupełnie nowego, acz nie do końca. Ich płyta jest bowiem fantastyczną, sentymentalną wyprawą do świata z czasów świetności kina niemego, europejskich szansonistek, czarno-białego blichtru. Kompozycje ze „Sleepwalk” mogłaby śpiewać Hanka Ordonówna do spółki z Eugeniuszem Bodo czy Adolfem Dymszą, choć w swojej zabawie retro konwencją Kulka i Kucz mocno wykraczają poza klimat epoki, odpowiednio przyprawiając vintage’owe melodie nutą współczesności. Sprawdzili się w tym naprawdę wybornie. Posłuchaj ? 18. Mikołaj Trzaska – Pieszo (2001) Mikołaj Trzaska to jednoosobowy instytut polskiego i światowego eksperymentalnego jazzu, ikona sceny yassowej w naszym kraju. Człowiek, który w tym dziesięcioleciu nagrał tyle znakomitych wydawnictw, z których wybór, powiedzmy, najlepszej piątki jest ekstremalnie trudnym zadaniem, a co dopiero tej jednej płyty. Z bogactwa twórczości Trzaski na potrzeby tego zestawienia wybieramy jednak „Pieszo” – swoistą kompilację utworów stworzonych na potrzeby filmów, przedstawień teatralnych, spektakli telewizji, choć w bardziej rozbudowanych niż pierwotne wersjach. Niemniej pod względem aranżacyjnym są to kompozycje znakomite, a w temacie instrumentarium równie fascynujące. Posłuchaj ? 17. Pustki – Koniec Kryzysu (2008) Lata ciężkiej pracy, zawirowań w składzie i przede wszystkim ogromny rozwój, jaki dokonał się w brzmieniu Pustek od premiery ich pierwszej płyty w 2001 roku do czasów obecnych. Album „Koniec Kryzysu” to z jednej strony płyta otwierająca nowy rozdział w historii Pustek, z drugiej, będąca doskonałym zwieńczeniem wszystkich pokręconych losów zespołu. Zupełnie odchodząc od wątków pobocznych i nie do końca z samą muzyką związanych, warto podkreślić, że „Koniec Kryzysu” jest przede wszystkim znakomitym albumem, dopracowanym w najmniejszych szczegółach, zaskakujący niezwykłą inteligencją w warstwie tekstowej, fajnymi rozwiązaniami w melodiach. Dzisiaj Pustki to już pierwsza liga i co to dużo ukrywać, grupa na swoją aktualną pozycję długo pracowała i zasłużyła sobie na nią jak mało kto. Posłuchaj ? 16. Kobiety – Kobiety (2000) Klasyka polskiego indie popu, w swojej działce stylistycznej absolutni pionierzy na naszym podwórku. Niezastąpiony Grzegorz Nawrocki i zdolna basistka Ania Lasocka zaprosili do współpracy Maćka Cieślaka ze Ścianki oraz tuzów polskiego jazzu Mikołaja Trzaskę i Olo Walickiego, by razem nagrać kilka zgrabnych, sympatycznych melodii, będących ucieleśnieniem jednego z tytułów ich piosenki (z płyty numer dwa jednakże) „Doskonale tracę czas”. Ale za to na debiucie Kobiet znaleźć można uwodzicielskie „Marcello” – singlowe opus magnum Nawrockiego i spółki oraz parę innych cudnie rozleniwionych, lekkich, big-bitowych kompozycji. Zespół grał trochę staromodnie i nowocześnie zarazem, jak wówczas nikt inny. Posłuchaj ? 15. Robotobibok – Instytut Las (2003) John Zorn byłby z nich dumny. Polski skład jazzowy już na swoim debiucie zachwycił nie lada szaleństwem i świeżością, tym bardziej cieszyć powinien fakt, że jeszcze lepiej grupa wypadła na swoim kosmicznym krążku numer dwa. Kosmicznym dlatego, że oryginalne, jazzowe brzmienie Robotobiboka na „Instytut Las” wzbogacone zostało o futurystyczną, elektroniczną nutę. W bardziej fachowym słownictwie nazywa się to trip jazzem. Niezwykłe, jak fantastycznie i lekko potrafił ten zespół łączyć na wskroś współczesną stylistykę jazzową z wariacką, nieokiełznaną psychodelią. Być może, jeśli jeszcze nie teraz, to za parę lat już na pewno wydawnictwa Robotobiboka staną się klasyką. Klasyką obowiązkową. Posłuchaj ? 14. Fisz Emade jako Tworzywo Sztuczne – F3 (2002) Bracia Waglewscy pod szyldem Fisz Emade Jako Tworzywo Sztuczne udowadniają, że stylistyka hip hopowa wcale nie musi równać się ubóstwu i pretensjonalności w temacie melodii. Każde wrażliwe ucho bowiem na „F3” znajdzie coś interesującego dla siebie. Oczywiście poza frapującymi tekstami. Poszukiwacze starych, jazzowych klisz, miłośnicy współczesnej elektroniki, wielbiciele zabaw z dźwiękiem – trafiliście pod dobry adres. Dzisiaj perfekcyjnie zaaranżowane hip hopowe płyty, wzbogacone o żywe instrumenty, na bazie których buduje się wyraziste podkłady i wciągające melodie, nie są wcale rzadkością. Jednakże na początku dziesięciolecia były i o tym należy pamiętać za każdym razem, gdy sięga się po krążek „F3”. Posłuchaj ? 13. Something Like Elvis – Cigarette Smoke Phantom (2002) Bracia Kapsa po raz drugi. Something Like Elvis jest zespołem naprawdę kultowym, ich eksperymenty z post-rockiem, noise’m i przede wszystkim formułą muzyki filmowej (która z czasem, można powiedzieć, stała się znakiem rozpoznawczym wszystkich projektów, w które Kapsowie się angażowali) spokojnie konkurować by mogły z mistrzami gatunku. Na „Cigarette Smoke Phantom” ich mocny styl stał się jednak lżejszy, bardziej piosenkowy, a mimo to Something Like Elvis absolutnie nic nie straciło ze swojej wyjątkowości i geniuszu. Jakże ogromnym szokiem okazała się informacja o rozwiązaniu grupy, co miało miejsce niespełna rok po premierze płyty. Dziś po pierwszym projekcie braci Kapsów pozostały trzy płyty i niezapomniane wspomnienia. Posłuchaj ? 12. Miłość – Talkin’ About Life And Death [With Lester Bowie] (2000) Nagrane jeszcze w drugiej połowie lat 90. (acz wydane dopiero w 2000 roku) kultowe wydawnictwo projektu Miłość, złożone z absolutnej czołówki polskich instrumentalistów, Mikołaj a Trzaski, Leszka Możdżera czy Tymona Tymańskiego. Na „Talkin’ About Life And Death” gwiazdą pierwszego formatu jest jednak genialny, amerykański trębacz Lester Bowie, który zmarł kilka miesięcy przed premierą tego albumu. Sama płyta Miłości zaś stanowi swoiste pożegnanie z oryginalnym projektem w takim brzmieniu i w takim składzie. Część muzyków skupiła się na realizacji solowych projektów, ze składu odszedł definitywnie Możdżer, Tymon zaczął na rockowo przetwarzać brzmienie Miłości. Niemniej to zespół z wielką, wspaniałą historią, o której warto pamiętać mimo upływu lat. Posłuchaj ? 11. Afro Kolektyw – Czarno Widzę (2006) Obok Michała Wiraszki z poznańskich Much Afrojax jest kolejnym fenomenalnym tekściarzem, który debiutował ze swoją grupą w tej dekadzie. O ile pierwsza płyta Afro Kolektywu przeszła praktycznie niezauważona, o tyle z krążkiem „Czarno Widzę” obcowało już wiele osób. I na pewno nie żałują. Oprócz kopalni wybitnych, dowcipnych tekstów druga płyta Kolektywu zaskakuje czymś, co w polskim hip hopie wcale nie pojawia się za często – znakomitymi melodiami, zbudowanymi na bazie żywych instrumentów, dźwięków pełnych wigoru, tętniących życiem, znacznie wykraczających poza ramy własnej stylistyki (bo słychać tam też funk czy jazz). Myśleliście, że Sistars są najciekawszym składem z nurtu piosenkowego hip hopu? Byliście w błędzie. Posłuchaj ? 10. Muchy – Terroromans (2007) Czuli barbarzyńcy polskiego pop-rocka, zespół wyrosły na fali popularności nowych technologii w przekazywaniu i dystrybucji kulturalnych dóbr, grupa, która stała się kultowa zanim weszła do studia nagraniowego. Muchy w nieskomplikowany, fajny sposób przetworzyły brytyjskie i amerykańskie trendy muzyki gitarowej tego dziesięciolecia. Jedni słyszą w nich naśladowców wyspiarskiego stylu spod znaku wczesnego Bloc Party czy dawnego Franz Ferdinand, inni doszukują się na „Terroromansie” szczypty geniuszu grup pokroju Modest Mouse i Built To Spill. Muchy mają jednak jeszcze coś więcej – Michała Wiraszkę i jego tekściarski talent. Nikt w tej dekadzie w tak prostych, pretensjonalnych, ale zarazem genialnych słowach nie dotknął sedna spraw, którymi żyją dzisiejsi nasto- i dwudziestoparolatki. To się dzieje teraz. Naprawdę. Posłuchaj ? 9. Baaba – Poope Musique (2006) Znakomici jazzmani i ich niewiarygodne poczucie humoru. Grupa Baaba nie idąc na żadne kompromisy w kwestii muzyki improwizowanej, na „Poope Musique” puszcza oko do wszystkich, którzy chcieliby ich twórczość na tym etapie w prosty sposób zaszufladkować. Łatwo na pewno przy okazji tego albumu nie mają. Wyjątkowo melodyjne, pogodne i diabelnie pomysłowe „Poope Musique” frywolnie żongluje stylistykami, zaskakuje niespodziewanymi samplami (żywcem wyjętymi z animowanych bajek i telewizyjnych seriali), budzi szacunek pod względem instrumentalistyki. Szkoda, że w jazzie nie ukazuje się więcej takich płyt, bo wówczas ten gatunek muzyczny miałby szansę przebić się do szerszej publiki. Być po prostu bardziej dla zwykłych ludzi. Posłuchaj ? 8. Reni Jusis – Trans Misja (2003) Trochę obciachowe jest zgadzanie się z Robertem Leszczyńskim, ale to chyba on kiedyś wysnuł tezę o tym, że „Trans Misja” to album, który znacznie wyprzedził swoje czasy. Oczywiście, jeśli odnieść sytuację krążka Reni Jusis do skostniałego rynku muzycznego w naszym kraju, to były dziennikarz „Gazety Wyborczej” miał nawet sporo racji. Podczas gdy w 2002 ukazywała się ostatnia płyta Moloko, w Polsce powstała pierwsza elektro-popowa płyta z prawdziwego zdarzenia. Genialne single („Kiedyś Cię Znajdę”, „Ostatni Raz”, „It’s Not Enough”) to bez wątpienia kompozycyjne opus magnum Jusis i współpracujących z nią przy „Trans Misji” producentów. O wielkości tej płyty niech świadczy fakt, że nie tylko żaden inny, polski wykonawca, ale też sama Reni Jusis, nie powtórzyli nigdy takiego wyczynu w kwestii muzyki elektro-popowej. Posłuchaj ? 7. Cool Kids Of Death – Cool Kids Of Death (2002) Manifest generacji X, który, zdawać by się mogło, aktualny był w chwili, kiedy powstawał, ale ciągle znajduje swoich, coraz młodszych odbiorców, co najlepiej pokazał koncert grupy na tegorocznym OFF Festiwalu (gdzie grali w całości właśnie swój debiut). Cool Kids Of Death w warstwie muzycznej nie pokazują nic nowego, ich punkowe odzienie nawet ma jakość raczej lumpeksową, ale nie w tym rzecz. Debiutancki krążek łódzkiej kapeli był prawdziwym zjawiskiem pop-kulturowym, który bezpardonowo trafił w sedno w swoim portrecie ówczesnej, polskiej rzeczywistości. Zespół, niczym doktor House, trafnie zdiagnozował zjawiska, zaprzątające młode umysły na początku tej dekady. Epidemia p2p w Polsce miała się dopiero zacząć, dostęp do dóbr kulturalnych ogromnie rozszerzyć. Ostrowski i Wandachowicz wiedzieli to już w 2002 roku. Posłuchaj ? 6. The Car Is On Fire – Lake & Flames (2006) Przełomowy album dla rodzimej, niezależnej myśli muzycznej. Zespół The Car Is On Fire bazując na patentach stylistyki pop-rockowej na Zachodzie popularnych od lat, u nas zaś już niekoniecznie, stworzył płytę, która stanowi godny naśladowania przykład nieszablonowego podejścia do tematu piosenki. Chłopaki postawili też na produkcję, dzięki której utwory z ich drugiego krążka brzmią niemalże doskonale. „Lake & Flames” to także kopalnia hitów, maksymalnie radiowych kompozycji, które jednak z racji fatalnego poziomu większości polskich rozgłośni radiowych nigdy nie miały okazji zagościć na falach mainstreamowego eteru. Niech żałują jednak ci, którzy nie mieli okazji obcować z numerami pokroju „Can’t Cook (Who Cares)”, „Oh Joe” czy „New Yorker”. Najkrócej mówiąc: ich strata. Posłuchaj ? 5. Kapela ze Wsi Warszawa – Wykorzenienie (2005) A to kolejny zespół, który bardziej był znany na arenie międzynarodowej (jako Warsaw Village Band) niż własnej publiczności, choć na szczęście, począwszy od krążka „Wykorzenie”, zaczęło się to zmieniać na lepsze. Kapela ze Wsi Warszawa to mistrzowie świata w oswajaniu polskiej kultury ludowej, którzy nieśmiało aranżując tradycyjne pieśni na bardziej współczesne, promują polski folk jako rasowy, pełnoprawny gatunek muzyczny. Zespół genialnie potrafi oddać koloryt naszej rodzimej muzyki ludowej, wyzbywając go jakiegokolwiek obciachu i archaizmu. W piosenkach z „Wykorzeniania” tętni życie, tryskają one energią, imponują instrumentalnym bogactwem. Jeśli istnieją jeszcze ludzie, którzy krzywią się na hasło „muzyka ludowa”, to szczerze im współczuję. Posłuchaj ? 4. Skalpel – Skalpel (2004) Wrocławski duet wydał swój debiutancki album w barwach legendarnej wytwórni Ninja Tune, słynącej z promocji muzyki zaliczanej do kręgu tzw. nowych brzmień, w których Skalpel porusza się znakomicie, co docenia publika na całym świecie. Płyta Igora Pudło i Marcina Cichego w łączeniu wątków klubowych, jazzowych i hip hopowych osiągnęła absolutne mistrzostwo. Tym bardziej szkoda, że taki kunszt doceniają bardziej międzynarodowi słuchacze niż polska publiczność, bo wrocławski Skalpel jest jednym z niewielu rodzimych muzycznych towarów eksportowych z najwyższej półki, z którego powinniśmy być dumni, mocno duetowi kibicować, a także za wszelką ceną promować tak znakomitą, klubową twórczość we własnym kraju. Posłuchaj ? 3. Ścianka – Pan Planeta (2006) Szczytowe osiągnięcie filozofii Maćka Cieślaka i przede wszystkim brawurowy popis Ścianki na polu rockowego, muzycznego eksperymentu z fenomenalnym, być może najznakomitszym spośród wszystkich wspaniałych, singlem zespołu „Boję się zasnąć, boję się wrócić do domu”. Przy „Panu Planecie” przywołać można nazwy kilkudziesięciu wykonawców, z którymi hałas, niemelodyjność, kombinatorstwo, narkotyczność krążka Ścianki faktycznie mogą mieć coś wspólnego, ale nigdy nie zbliżymy się w przywoływaniu inspiracji do precyzyjnego określenia, czym ten album jest. A na pewno jest kontrolowanym szaleństwem z zakresu noise’u, lo-fi, psychodelii, płytą wymagająca, ale dającą ogromną satysfakcję . Posłuchaj ? 2. Paktofonika – Kinematografia (2001) Jedna z najlepszych płyt w historii polskiego hip hopu, naznaczona dodatkowo wielką tragedią jednego z członków Paktofoniki – Magika, który kilka dni po wydaniu „Kinematografii” popełnił samobójstwo. Grupa co prawda dalej funkcjonowała, ale wiadomo było, że po śmierci jednego z raperów Paktofonika raczej się rozwiąże niż złapie drugi oddech. I tak się stało w 2003 roku. Na szczęście pozostawili po sobie doskonałą płytę, prekursorską w kwestii gatunkowego flow, imponującą inteligentnymi, trafnymi, choć wcale nie prostymi tekstami. „Kinematografia” jest doskonałym przykładem, jak w stylistyce hip hopowej stworzyć album, który można by rozpatrywać w kategoriach prawdziwego dzieła. Dzieła sztuki. Posłuchaj ? 1. Lenny Valentino – Uwaga! Jedzie Tramwaj (2001) Nie powstała w przeciągu ostatnich 10 lat w Polsce lepsza płyta. Bezapelacyjnie jedyny krążek super projektu Lenny Valentino był, jest i pewnie jeszcze długo będzie pozycją absolutnie wyjątkową. Ludzie, którzy zespół stworzyli, przez lata kładli fundamenty pod rozwój polskiej, ambitnej muzyki niezależnej. Mam nadzieję, że nikt nie ma wątpliwości, jak wiele zawdzięczamy Arturowi Rojkowi i Maćkowi Cieślakowi. Jeśli natomiast chodzi o „Uwaga! Jedzie Tramwaj”, cóż, ciężko cokolwiek sensownego o tej płycie napisać, by oddać trafnie jej wspaniałą zawartość. To płyta przywołująca magiczne czasy dzieciństwa, z całą paletą marzeń i lęków, które temu okresowi towarzyszą. Ze wspaniałymi tekstami, otwierającymi pole do różnorodnych interpretacji. Z pięknymi, uduchowionymi melodiami, pełnymi trudno definiowalnych pierwiastków metafizycznych. „Uwaga! Jedzie Tramwaj” jest albumem lirycznym, tajemniczym, nieco mrocznym, po prostu genialnym. Projekt Lenny Valentino na początku tej dekady połączył najbardziej kreatywne jednostki polskiej muzyki niezależnej, które po nagraniu krążku „Uwaga! Jedzie Tramwaj” i krótkiej trasie promocyjnej utworów z tej płyty poszły każda w swoją drogę. Artur Rojek wprowadził Myslovitz do polskiej, pierwszej ligi, z czasem samemu stając się jednoosobową instytucją edukującą muzycznie społeczeństwo. Maciek Cieślak z Jackiem Lachowiczem powrócili na łono Ścianki – dzisiaj najznakomitszej kapeli nurtu rodzimego, eksperymentalnego rocka. Mietall Waluś z różnym skutkiem starał się zreinterpretować brit-popowe standardy na nasze warunki. Kiedy wydawać się mogło, że nic nie wskrzesi Lenny Valentino, panom udało jeszcze raz spotkać się i zagrać koncert w ramach mysłowickiego OFF Festiwalu w 2006 roku. Na pierwszej edycji tej imprez to właśnie reaktywacja autorów „Uwaga! Jedzie Tramwaj” była główną atrakcją, mimo że wówczas w Mysłowicach koncertowało wielu popularnych artystów polskich i zagranicznych. Ciągle także wielu marzy o kolejnej płycie Lenny Valentino. To wszystko chyba o czymś świadczy, prawda? Posłuchaj ? *** Maciek Cieślak (Ścianka, Lenny Valentino) dla „Liberté!„: Na polskim rynku muzycznym obserwowaliśmy, jak małe wytwórnie się rozwijały, a duże zwijały, co słuchaczom i zespołom wyszło na dobre. Różnorodność i konkurencja to czynniki, które napędzają każdą dziedzinę aktywności. Płyty sprzedają się gorzej, ale to chyba zjawisko ogólnoświatowe. W latach 2000-2009 żywiłem słabnącą z każdym rokiem nadzieję, że muzyka alternatywna wyjdzie z cienia i zajmie należn e jej ze względu na poziom artystyczny oraz fajność miejsce. Oczywiście nie zajęła, bo pracownicy mediów rzadko mają własne zdanie i pilnują głównie tego, żeby nie wylecieć z pracy. Decydują menadżerowie, a nie miłośnicy sztuki. W telewizji nie ma już miejsca dla rasowej muzyki. Stacja VIVA rozstała się z hip hopem i sprzedaje „tipsiarskie” disco, a MTV emituje rozmaite reality show. W radiu w nocy czasem coś puszczą, bo za dnia liczący się słuchacze to sekretarka i taksówkarz. Za to rozwijał się Internet i tam można czasem coś ciekawego znaleźć. Jeśli chodzi o Ściankę, to ogólnie było fajnie. Pograliśmy, poprzeżywaliśmy, pozwiedzaliśmy, nagraliśmy parę płyt. Maciek Cieślak poleca w tej dekadzie: od pierwszej płyty byłem fanem Kristen, zespołu kompletnie niezauważonego i niedocenionego, a moim zdaniem najlepszego w Polsce. Parę wybijających się propozycji miał też Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach, ich puszczała w swoim czasie Trójka, więc są wyżej spozycjonowani w świadomości społecznej. Ponadto Kobiety, świetna EPka zespołu Stworywodne. Wiele zjawisk mi z pewnością umknęło, bo nie śledzę specjalnie wydarzeń, zazwyczaj ktoś mi coś podsuwa. Nela Gzowska, Grzegorz Nawrocki (Kobiety) dla „Liberté!„: W ostatniej dekadzie pojawiło się sporo nowych, interesujących polskich zespołów. Większość z nich nagrywa dla wytwórni niezależnych, a te zdają się działać coraz prężniej. Bardzo podoba nam się ostatnia inicjatywa Mystic Records – zamiast promować artystów pojedynczo, zorganizowali wspólną trasę: Gaba Kulka + Dick4Dick + Czesław Śpiewa. Koncertowym mistrzem jest zdecydowanie Pogodno. Świetne płyty nagrały Pustki („Koniec Kryzysu”), Ścianka (niedoceniona „Secret Sister”) , Fisz/Emade („Piątek 13”), Paristetris (absolutnie genialny debiut). Poza tym do naszych ulubionych zespołów należą Pink Freud, The Car Is On Fire, Loco Star, Kawałek Kulki, Mitch & Mitch, Dick4Dick, Kamp! Kobiety podsumowały dziesięciolecie działalności zespołu wydając koncertowe DVD „3City Big Beat” nagrane z gośćmi (przyjaciółmi z Trójmiasta, których cenimy muzycznie). Najeździliśmy się po Polsce i zagraliśmy trochę koncertów za granicą. Nie jesteśmy zbyt sentymentalni, pracujemy nad nową płytą i to nas obecnie głównie zajmuje. Konrad Kucz dla „Liberté!„: Będąc z natury osobą kompletnie oderwaną od rzeczywistości, nie bardzo potrafię zaangażować się w śledzenie tego, co oficjalnie obecnie się dzieje na rynku. Dotarcie do nowości, aktualności z kręgów niszowych w muzyce było kiedyś bardzo trudne, a paradoksalnie dziś jest niewiele lepiej. Jedynie Internet pozostaje sensownym oknem na świat. Faktycznie jedyny pozwala dotrzeć do odbiorcy. Zawsze kiedy na YouTube wyszukam jakiegoś ciekawego artystę, to zaraz obok pojawia się następny. Większość to artyści z naszych krajowych wydawnictw niezależnych. Sam nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele tego jest. Ta nasza mijająca dekada uspokoiła twórcze zapędy, stabilizując stylistycznie muzykę. Utrwalił się pewien eklektyzm w podejściu do tworzenia. Nie ma dziś potrzeby określać się subkulturowo i stylistycznie. Kiedyś pozwoliłem sobie na dosyć sceptyczną ocenę clubbingu i trendów elektronicznych, twierdząc, że słabość tej muzyki tkwi w formie i konwencji, która szybko się zestarzała. Niewątpliwie jako artysta czuję się ograniczony w możliwościach odkrywania nowych form kreacji, bo wszystko już było. To fakt, który dla kogoś, kto wyrósł na ambicjach twórców/odkrywców lat 60. i 70. jest trudny do zaakceptowania. Czuję się skażony tym może niesłusznym podejściem „że już gdzieś to słyszałem”. Zawsze interesowała mnie przeszłość – szczególnie lata 60. Już wówczas powiedziano na temat muzyki rockowej prawie wszystko, aczkolwiek dla mnie te kierunki wydają się ciągle inspirujące. Ciekawe wydaje mi się mieszanie starego z nowym. Jest rzeczą fascynującą, że muzyka klasyczna i tzw. współczesna zaczyna naturalnie do nas przenikać i ciekawe wydaje mi się łączenie elektroniki z akustyką. Ogromnie interesujące wydają mi się obecnie projekty dzisiejszej 4AD (Johann Johannson, Stars of The Lid, Muhly itp). Sztuka wydaje się dziś mądrze i z szacunkiem adoptować przeszłość. Igor Pudło (Skalpel) dla „Liberté!„: Pod kątem „rozwoju rynku muzycznego” mijające dziesięciolecie jest bardzo interesujące i oryginalne. Była to bowiem pierwsza dekada od lat 50. i narodzin rock’n’rolla, podczas której globalnie, a więc i w Polsce, żaden rozwój nie miał miejsca. Miała miejsce postępująca entropia, czyli mieszanie się wszystkiego ze sobą, powodujące wyrównywanie się temperatur, co spowodowało, że nastał globalny chłód zamiast przewidywanego ocieplenia. Muzyka pop straciła swoje społeczne i intelektualne znaczenie, jakie miała w poprzednich dekadach. Być może dlatego, że na przestrzeni poprzednich dekad sama uczestniczyła w ustalaniu znaczeń i wartości i teraz, żeby się przeciwko nim zbuntować, musiałaby mieć odwagę zbuntować się też przeciwko samej sobie. Parafrazując Andre Bretona: „bunt jest już niemożliwy”. Żyjąc w złudzeniu (widmie) wolności nie ma punktu oparcia do działań wywrotowych. Nie ma np. przepaści pokoleniowej, co w Polsce ilustruje najlepiej płyta nagrana prze tatę z dwoma synami. W ostatnim dziesięcioleciu dużo miejsca zajęło przywoływanie i przetwarzanie wszystkiego, co najlepsze z przeszłości i prezentowanie tego z przedrostkiem „neo” (chociaż oczywistym jest, że uczciwiej byłoby z „post”). Nastąpił triumfalny powrót grania gitarowego, często podawanego w „psychodelicznym sosie”. Oczywiście był też ciąg dalszy elektronizacji muzyki, często wyprowadzanej w pole (field recording). Jeżeli jednak była jakaś innowacyjność, to wciąż wynikająca bardziej z możliwości nowych technologii, a mniej z pomysłów twórczych. Z kolei udogodnienia, jakie niesie ze sobą technologia w produkowaniu, reprodukowaniu i dystrybuowaniu muzyki są kolejnymi źródłami inflacji twórczości w XXI wieku. Wzrost podaży muzyki i łatwość dostępu do niej powoduje spadek jej siły oddziaływania. Zadomowił się w naszym kraju format sprzedaży i hiperkonsumpcji muzyki jakim jest „festiwal muzyczny”, czyli ustawiony w plenerze hipermarket z regałami zawalonymi muzyką, której wszystkiej nie da się wysłuchać z należną jej uwagą w wyznaczonym na to czasie. Od kilku lat polscy artyści mają coraz mniej do powiedzenia w swoich tekstach, a nawet w ogóle rezygnują z ich pisania, na rzecz klasycznej poezji albo tekstów wybitnych autorów piosenek z pokolenia swoich rodziców czy dziadków. Dlatego podobają mi się wykonawcy z Asfalt Records (Fisz/Emade, Łona i Weber – Fisz odmówił udziału w produkcji z rapowanymi wersjami poezji polskiej, wykonał na nim poezję swojego autorstwa, a Łona wykpił pomysł, rapując wiersz socrealistyczny), którzy wciąż swoimi słowami, trafnie, inteligentnie i bezkompromisowo, a zarazem z dystansem i poczuciem humoru, komentują współczesną rzeczywistość, odnosząc się do różnych jej poziomów, jednocześnie tworząc swoje oryginalne muzyczne światy. Sukcesem jest również to, że funkcjonują oni poza hip hopowym kontekstem po prostu jako świetni tekściarze i muzycy. Bardzo ciekawa była dla mnie w pierwszej połowie dekady, obserwacja wzlotu i upadku polskiego hip hopu. Wydaje mi się, że asfaltowi artyści przeżyli ten upadek bez żadnych obrażeń. Paradoksalnie w kontekście mojej działalności muzycznej i dla mnie osobiście była to najlepsza dekada. Po 20 latach muzykowania domowego i klubowego zacząłem nagrywać i wydawać płyty. Odniosłem też korzyści z przemian w technologii, które finalnie przyczyniają się do „końca muzyki i rynku muzycznego jakie znaliśmy w XX wieku” (Internet, cd-rw, mp3, sampling). Muzyka, którą do tej pory tworzyliśmy z Marcinem Cichym w Skalpelu, w ogromnym stopniu odwołuje się do przeszłości, ale z całych sił staraliśmy się, żeby była to bardzo osobista i oryginalna forma wypowiedzi. Nie wiem, czy się udało i dlatego podsumowując dekadę, nie podnoszę kamienia i nie rzucam nim w nikogo, bo być może sam nie jestem bez winy
W roku 2000 europejskie i amerykański boysbandy wciąż odnosiły niewiarygodne sukcesy. Podobnie Britney Spears umacniała swoją pozycję na rynku, jednak to jej największa rywalka, Christina Aguilera, odebrała nagrodę potwierdził swój wielki powrót i zdobył aż 8 Grammy Awards. Natomiast Madonna zaprezentowała kolejną, zaskakującą płytę - "Music". Eminem wykorzystał sample piosenki "Thank You" mało znanej wokalistki Dido, a ona z dnia na dzień stała się gwiazdą. Artyści wystąpili w obronie swoich praw i zaskarżyli Napstera. W Polsce radio RMF FM zaprosiło swoich słuchaczy do wielkiej, wspólnej, wakacyjnej zabawy organizując 10 MEGAFESTIWALI z okazji swoich 10. urodzin. Wystąpiły takie znakomitości światowej sceny jak The Stranglers, Joe Cocker, H-Blockx, Pet Shop Boys, The Brand New Heavies, Alphaville, Chumbawamba, Texas i Scorpions oraz polskie gwiazdy, Artur Gadowski, Golden Life, Perfect, Pudelsi, Kapela, Voo Voo, Robert Gawliński, Piersi, Raz Dwa Trzy, Kasa, Renata Przemyk, Hey, Budka Suflera, Brathanki, Porter Band.
polskie piosenki lata 2000